Mam pełną świadomość, że tym wpisem skazuję siebie na lincz zarówno ze strony wielu samozwańczych tłumaczy jak i widzów. Jednak proceder, o którym mam zamiar napisać, szerzy się niemiłosiernie, wpływając niekorzystnie na wizerunek mój oraz moich kolegów i koleżanek po fachu i przyszedł czas, by ktoś zabrał w tej sprawie głos i powiedział stanowcze NIE dla tego typu działań. Być może znajdzie się wśród Was choć jedna osoba, którą uświadomię i odwiodę od naiwnego przyklaskiwania głupocie. A to już będzie ogromny sukces.
Artykuł nie ma służyć zniesławianiu kogokolwiek, nie piję bowiem do jednej konkretnej osoby, ale do całej grupy totalnych ignorantów, którym się wydaje, że tworzenie napisów jest dla każdego. Kieruję również ten wpis do osób, które bezmyślnie wspierają działalność stada baranów, nazywającego się dumnie “tłumaczami”. Wybaczcie, ale na nazywanie siebie tłumaczem, trzeba sobie zasłużyć. A o tym czemu niektórzy na to miano nie zasługują, przeczytacie poniżej.
Czy da się tłumaczyć napisy bez znajomości języka obcego?
Kto nigdy nie używał aplikacji, programu czy słownika online by zrozumieć jakiś tekst, niech podniesie rękę. Prawda jest taka, że każdy z nas wie o istnieniu narzędzi wspomagających tłumaczenie i z pewnością nie raz zdarzało nam się z nich korzystać. Wraz z rozwojem technologii pomocy w nauce języków obcych i różnego typu automatycznych tłumaczy jest na rynku coraz więcej i z roku na rok spełniają one coraz lepiej swoje zadanie. Czemu zatem mielibyśmy z nich nie korzystać przy robieniu napisów? A właśnie temu, że nawet najlepszy machine translator nie potrafi logicznie myśleć. Myślenie boli też najwyraźniej niektórych fansuberów.
Trafiłam ostatnio na jedną fantastyczną dramę, przetłumaczoną przez pewną wątpliwą grupę. Nie bawiłam się zbyt dobrze podczas oglądania. Chciało mi się zwyczajnie płakać. Nie znam tłumaczy odpowiedzialnych za tamte napisy, dlatego mam nadzieję, że nikt nie potraktuje tego jako personalny atak czy festiwal na najlepsze tłumaczenie, bo nic do osoby stojącej za tym nie mam, ani nigdy nie uważałam się za dobrego tłumacza. Nie ukrywam jednak, że skaleczenie świetnego serialu do tego stopnia powinno być moim zdaniem karalne ;). Dzięki temu nieprzyjemnemu doświadczeniu nie szukałam sobie materiału do artykułu zbyt daleko i postanowiłam sięgnąć po fragment tej samej dramy.
Na potrzeby krótkiego testu, zapomniałam o istnieniu mojego mózgu i sprawdziłam, jak łatwo zostać twórcą napisów, używając wyłącznie pomocy dostępnych w Internecie.
Drama nosi tytuł „Suddenly This Summer”, a fragment pochodzi z drugiego odcinka i w oryginale w napisach angielskich na WeTV brzmi tak:
Najpopularniejszym narzędziem do przekładu tekstu z jednego na drugi język jest oczywiście Google Translate. Wrzucone jak leci linijki w translator, wyskoczyły mi w takiej oto formie:
Całkiem ładnie! Niewielka kosmetyka dokonana z podglądem na fragment i przełknęłabym takie napisy bez większego problemu.
Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie sprawdziła, co na to inny automatyczny słownik. Poniżej efekt tłumaczenia w translatorze DeepL:
Zobaczcie, dało się to zrobić jeszcze lepiej!
Bylibyście w stanie oglądać film z tak przetłumaczonymi napisami? Jestem pewna, że nawet ja dałabym radę. Ale tego typu narzędzie nie kieruje się intuicją, nie rozumie kontekstu i przede wszystkim nie widzi wideo, do którego tekst się odnosi. Bywa, że na kilkanaście ładnie przetłumaczonych linijek wpakuje nam jednego ogromnego babola, a my bezmyślnie uwierzymy w to, co przeczytamy. Zdecydowanie lepiej zrobi to człowiek, który odcinek obejrzał, wie, co się właśnie wydarzyło i wyłapie bez problemu mniej czy bardziej poważne błędy.
No więc, jak brzmi odpowiedź na pytanie o to, czy możliwe jest tłumaczenie bez znajomości języka? Jak udowodniłam wyżej, jest możliwe, a narzędzi do zmajstrowania takich tłumaczeń jest dużo więcej niż te tutaj zaprezentowane. Jednak tłumaczenia tego typu często bywają mylące, zwyczajnie błędne. Po co więc to robić? Po co wprowadzać w błąd niczemu niewinnego widza? Jeśli samemu nie jest się w stanie przetłumaczyć dialogów i trzeba sięgnąć po automatycznego tłumacza, to lepiej wcale niczego nie tłumaczyć. To jak rozwiązywanie skomplikowanych działań na całkach bez znajomości podstaw dodawania ;). Jeśli to robicie, przynosicie sobie wyłącznie wstyd i wykazujecie się absolutnym brakiem mózgu.
Wspomniana przeze mnie drama, niestety kipi od żywcem skopiowanych i wklejonych linijek przetłumaczonych w taki sposób.
Czym różnią się napisy zrobione w translatorze od tych przygotowanych dla Was przez ogarniętego tłumacza?
Żeby urozmaicić zabawę, uruchomiłam z powrotem swoje szare komórki, zapomniałam o wszystkich farmazonach, jakie stworzył translator i przetłumaczyłam te kilka linijek samodzielnie. A oto efekt:
00:02:40,280 –> 00:02:41,880
Jesteście zwykłymi tchórzami.
00:02:42,120 –> 00:02:44,320
Zwaliliście winę na He Luo.
00:02:44,560 –> 00:02:45,440
Yunwei.
00:02:45,440 –> 00:02:49,640
Słuchaj. Zhang Yuan wziął całą winę na siebie.
00:02:50,240 –> 00:02:51,240
Inaczej, nie rozmawiałabym tu z tobą.
00:02:51,240 –> 00:02:52,880
Już wszystko okej. Dzięki.
Widzicie różnicę? Musicie przyznać, że nie można powiedzieć jednoznacznie, że moja wersja jest lepsza od tej zrobionej przez program. A tym, co je od siebie zasadniczo różni, jest wyłącznie moja interpretacja tłumaczonego tekstu. Czemu nie brzmi aż tak „sucho”? Bo nie jechałam w schemacie, nie zrobiłam kalki z języka angielskiego, napisałam to wszystko własnymi słowami. Inaczej rzecz ujmując, myślałam w trakcie tłumaczenia.
Bycie tłumaczem wymaga znajomości jeszcze jednego języka — języka polskiego.
Gdyby tak nie było, tłumaczem mógłby zostać każdy. Po co byłyby te wszystkie kierunki studiów przygotowujące do pracy w zawodzie, gdyby każdy Kowalski z ulicy mógł pracować jako tłumacz. Skoro to jest takie proste i wcale nie wymaga posiadania żadnej wiedzy, to czemu nawet zawodowe tłumaczenia wymagają korekty? Nie trzeba być geniuszem, żeby zauważyć, kiedy osoba odpowiedzialna za polskie literki wcale nie ogarnia tego języka zbyt dobrze.
By jeszcze lepiej zobrazować problem, wróćmy na chwilę do fragmentu wykorzystanego przeze mnie w poprzednim punkcie. Żeby nie było wątpliwości, screeny pochodzą z dokładnie tej samej scenki:
Jesteście w stanie wytłumaczyć mi, co tu się właściwie zadziało? „Zepchnęliście zbrodnię”? „Dwoma równymi mężczyznami”? Serio? Naprawdę wszystko świetnie rozumiecie? A teraz zastanówcie się, czy chcielibyście oglądać w kinie film z takimi napisami… No właśnie. Nie oszukujmy się, osoba, która dokonała tego brutalnego okaleczenia, ewidentnie jest z naszym językiem ojczystym na bakier. W końcu nawet automatyczny tłumacz poradził sobie z zadaniem zdecydowanie lepiej.
Myślenie nie boli, naprawdę. Wystarczy je włączyć, żeby zauważyć, że to, co wrzuciłam na screenach, tłumaczeniem nie jest.
Apeluję do pseudo tłumaczy o opamiętanie się.
Zostawcie tłumaczenie napisów osobom, które się do tego zadania faktycznie nadają. Przestańcie robić z siebie pośmiewisko i przede wszystkim, przestańcie gnębić swoich widzów beznadziejnymi tłumaczeniami. Zdajecie sobie sprawę, w jakim świetle stawiacie osoby, które naprawdę wkładają serce w tę robotę? Ilu ludzi zniechęcicie w ten sposób do oglądania dram z polskimi napisami? Naprawdę nie została Wam resztka godności i nie męczy Was sumienie? Z mózgu wyparowały Wam ostatki rozsądku i szarych komórek? Sława Wam się marzy? Uwielbienie tłumów? W takim razie nie tędy droga!
To, co robicie teraz, nie można nazwać tłumaczeniem. Robienie błędów to jedno, bo tych uniknie tylko ten, kto nic nie robi, ale większości Waszych napisów zwyczajnie nie da się zrozumieć. Nie są nawet napisane poprawnie po polsku! Nie jest Wam za samych siebie wstyd? Nie znam nikogo w tym fachu, kto by nie sprawdzał wielokrotnie swojej pracy po jej skończeniu w celu wyłapania wszystkich błędów. Moi koledzy i koleżanki spędzają godziny nad dopieszczaniem każdego zdania. Sprawdzaniem, czy aby na pewno nie brakuje jednego przecinka. A Wy? Naprawdę chcecie oklasków za odwalenie roboty byle jak, byleby było i było szybko? Daje Wam to satysfakcję? Bo mi by nie dawało…
Może czas pomyśleć o powrocie do szkoły? Zrobieniu jakichś kursów? Zamiast tracić cenny czas na wypuszczanie ludziom totalnego chłamu, może lepiej zainwestować go w siebie i swoją edukację?
Kochani widzowie, w Was siła!
Wiecie dla kogo członkowie grup suberskich uwijają się jak mrówki, kosztem swojego często jedynego wolnego czasu? Dobrze zgadujecie, oni robią to dla Was! To dla Was zarywają noce, wyrywają włosy z głowy i ślęczą nad tekstami historycznymi, naukowymi publikacjami i tłumaczeniami poezji, by oddać w Wasze ręce napisy przetłumaczone, jak najlepiej tylko potrafią. Dla nich liczy się Wasz komfort oglądania, chcą, byście czerpali z tego przyjemność, a nie głowili się, co takiego autor miał na myśli. Właśnie w imieniu tych ciężko pracujących dla Was ludzi dobijam się do Waszego rozsądku i sumienia. Przestańcie wspierać grupy wpychające Wam kupę do deseru, jakim są Wasze ulubione seriale! Nie będę się łudzić, że moje próby dotarcia do niektórych osób uprawiających marny fansubing odniosą sukces. Ale to Wy jesteście ich docelowymi odbiorcami! Jeśli Was zabraknie po ich stronie, to jedynymi widzami tandety staną się jej twórcy.
Zastanówcie się dobrze, czy naprawdę chcecie oglądać dramy i filmy z napisami takimi, jak wyżej widzieliście? Zawsze mi się wydawało, że ludzie lubią dostawać fajne rzeczy i nie cieszą się z byle bubla. Doceniając bylejakość, promujecie ją. Wiecie, że tytuły tłumaczone przez tego typu ludzi mogą nie trafić w ręce normalnego tłumacza i jedyną opcją dla osób nieznających obcych języków będzie albo oglądanie ze spartaczonymi napisami, albo wcale? Nie wiecie, dlaczego inne grupy nie podejmą się zrobienia porządnych napisów do tłumaczonych byle jak dram? Odpowiedź jest prosta. Mało komu będzie się chciało pracować nad czymś, co już zostało zrobione. Tym bardziej, jeśli widzą, że widzów w pełni satysfakcjonuje to, co dostali! Czy naprawdę chcecie w przyszłości oglądać dramy wyłącznie na stronach, gdzie nawet słowa „blog” nie potrafią napisać poprawnie?
Jeśli jednak nie zależy Wam na jakości tłumaczeń, to może warto się zastanowić nad odpaleniem filmu czy serialu na legalnym źródle i oglądanie z automatycznym tłumaczem? Pomyślcie, że oglądając w ten sposób, nadal dostajecie nie do końca zrozumiałe napisy, ale przynajmniej wspieracie ludzi, którzy przyczynili się do powstania dramy.
A widzom, którzy dzielnie trwają u boku zaprzyjaźnionych ze mną grup tłumaczeniowych, szczerze dziękuję, za cierpliwość, jaką się wykazujecie przy czekaniu na kolejne odcinki. Kolejne, zrobione dla Was z sercem i oddaniem i przede wszystkim DOBRZE przetłumaczone odcinki. Jesteście motywacją i siłą napędową każdego prawdziwego fansubera.
Jeden komentarz
Dziękuję bardzo, że poruszyłaś ten temat. Ostatnio nagminne stało się oczekiwanie na tłumaczenie w rodzaju „NATYCHMIAST”. Widz wymaga – więc pojawiła się się potrzeba, na którą znaleźli się ludzie, gotowi ją zaspokoić. A jak ją zaspokajają? Zrzucają plik srt do translatora, robią kopiuj-wklej i twierdzą, że ciężko pracują…
To jest OSZUSTWO i robienie widzów w balona. Widz ma wybór, nikt mu nie zabroni oglądać czegoś przetłumaczonego w ten sposób, ale jeśli ktoś przy okazji zakłada na takie tłumaczenie patronite albo zrzutkę pod pozorem wsparcia dla „ciężkiej pracy tłumaczy”, to wyłudza, okłamuje i oszukuje. Pozostaje tylko współczuć tym widzom, którzy się na to nabrali i jak najczęściej ich uświadamiać oraz zdecydowanie potępiać takie działania.