Kiedy kolejny odcinek? Czyli o tym, co mnie motywuje do tłumaczenia napisów.

Robienie subów to moje hobby. Zajęcie, któremu oddaję się w miarę możliwości po zakończeniu dnia w pracy, starając się wcisnąć możliwie jak najwięcej przetłumaczonych linijek między codzienne obowiązki. Nikt mi za poświęcony na to czas nie podziękuje solidną wypłatą i nie nagrodzi za dobrze wykonane zadanie premią. Co więc sprawia, że mi się w ogóle chce to robić? Co pcha amatora do poświęcania swojego wolnego czasu na stukanie napisów?
Na samym wstępie chcę zaznaczyć, że przedstawiam Wam dziś wyłącznie mój punkt widzenia. A ja akurat należę do istot nadzwyczaj leniwych i ciężko zmotywować mnie do regularnej pracy z dramami. Szczególnie gdy po ciężkim dniu sama najchętniej bym coś obejrzała dla relaksu. Komuś takiemu jak ja przydaje się zatem silny napęd.
A tym napędem oczywiście są… 👇🏻

Komentarze od widzów

Pewnie nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak budująco działa na mnie kilka słów zostawionych pod tłumaczoną dramą. Takiej mocy nie ma nawet wiszący nade mną deadline. Kiedy mogę na własne oczy zobaczyć, że dzięki mojemu wysiłkowi ktoś właśnie ogląda serial, wszystko się we mnie cieszy. A gdy dodatkowo żywo komentujecie wydarzenia z odcinków, to nawet te najbardziej leniwe komórki mojego mózgu wyrywają się do pracy. Wy przeżywacie fabułę i dzielicie się ze mną wrażeniami, a ja czuję to niezwykłe spełnienie. Nagle mam przed sobą dowód na to, że to, co robię, ma sens.
Przyznaję, że już parę minut po premierze każdego odcinka ostatniej samodzielnie tłumaczonej przeze mnie dramy odwiedzałam sekcję komentarzy, by poczytać o Waszych przemyśleniach. Nigdy nie zawiedliście. Pisaliście, co Was wzruszyło, rozbawiło, a nawet snuliście teorie o tym, jak potoczą się dalej losy bohaterów. Za każdym razem, gdy kończyłam pracę nad napisami, zastanawiałam się, jak zareagujecie na dalszy rozwój historii. Niesamowite uczucie. Nie ma dla mnie większej motywacji niż świadomość, że gdzieś po drugiej stronie ekranu ktoś się wzrusza, śmieje albo wkurza razem z bohaterami, a ja w pewnym stopniu się do tego przyczyniłam. Wasze komentarze przypominają mi, że tłumaczenie to nie tylko samotne stukanie w klawiaturę, ale również świetna zabawa i niesamowita przygoda, którą mogę przeżyć razem z Wami.

Komentarze widzów do dram „Moja Wenus” i „7 śnieżnych nocy”, Huace Croton TV Polska
Kłopotliwe „dziękuję”

Poza ogromną radością zostawiane przez Was komentarze wywołują u mnie czasem zakłopotanie. Niestety nie przepadam za rzuconym pod dramą lub odcinkiem: „Dziękuję”. Ja wierzę, że te podziękowania są szczere, ale zastanawiam się wtedy, za co tak naprawdę jesteście mi wdzięczni. Przecież to nie ja wymyśliłam fabułę ani nie wcieliłam się w Waszego ulubionego bohatera. Za frajdę z oglądania powinniście podziękować twórcom serialu. Oczywiście wiem, że chodzi Wam o tłumaczenie. I choć jest to miłe, to ja nie zrobiłam go przecież na zamówienie ani na Waszą prośbę. Tytuły wybieram sobie sama i kończę je w głównej mierze dla własnej satysfakcji. Dlatego nigdy nie wiem, jak powinnam reagować na wyrażoną w taki sposób wdzięczność. Jeśli więc chcecie zrobić mi przyjemność, dajcie chociaż znać, że naprawdę śledzicie tłumaczony przeze mnie serial. A najlepiej rozpiszcie się o tym, co czuliście w trakcie jego oglądania. Takie komentarze uwielbiam czytać najbardziej. 

Źródło screena: „7 śnieżnych nocy”, Huace Croton TV Polska
To kiedy ten kolejny odcinek?

W świecie fansubów nie ma chyba bardziej irytującego komentarza niż: „Kiedy kolejny odcinek?”. Wielu tłumaczy denerwuje się, gdy widzowie dopytują o dostępność napisów. I tak naprawdę nie można im się dziwić. W końcu wszyscy robimy to w wolnym czasie, bez wynagrodzenia, często kosztem snu czy odpoczynku. To niewinne pytanko od widza potrafi ściągnąć na biednego subera niepotrzebną presję. A zadawane natrętnie co chwilę wkurzy nawet kogoś bardzo wyrozumiałego.
Przyznam Wam się jednak, że ja odbieram je zazwyczaj jako wyraz Waszego zaangażowania i zainteresowania fabułą dramy. Jestem przede wszystkim widzem, a dopiero potem tłumaczem. Również się ekscytuję i wyczekuję kolejnych odcinków z moimi ulubionymi bohaterami. Zdarza mi się wręcz odliczać minuty do premiery. Dlatego rozumiem Wasze zniecierpliwienie i potrzebę poznania dokładnej daty wydania tłumaczenia. W moim przypadku problem bardziej polega na tym, że nie znam najczęściej odpowiedzi na to pytanie. Kiedy robię napisy na kanał Huace Croton TV Polska, sprawa jest o wiele prostsza. Tam każda seria ma swój własny grafik emisji i ja również jestem zobowiązana do wykonania zlecenia w wyznaczonym terminie. W innych przypadkach nie jest już tak kolorowo. Przy tłumaczeniach grupowych odpowiadam głównie za siebie, a nie za terminowość innych tłumaczy. Mój wolny czas bywa niekiedy mocno ograniczony, a nawet sprzęt lubi czasem odmówić posłuszeństwa. Nie zawsze jestem w stanie określić, kiedy i co skończę. Chwila na oddech od niektórych serii również jest mi potrzebna i nic nie mogę poradzić na utratę chęci do pracy, kiedy napotykam na drodze jakieś przeciwności. Naprawdę lubię mieć świadomość, że czekacie na moje napisy, bo ta potrafi zdziałać cuda, ale jeśli chodzi o następny odcinek, to będzie… Kiedyś na pewno 😉 

Nowa perspektywa

Kiedy zaczynałam się bawić w tłumaczenia, byłam przekonana, że robię to wyłącznie dla siebie. W końcu brałam na warsztat wyłącznie napisy do dram, które lubię i sama sobie wybrałam. Wydawało mi się, że jestem ponad oczekiwania widzów i nie miało dla mnie znaczenia, ile osób sięgnie po tytuł, nad którym pracuję. Nic bardziej mylnego. Wystarczy spojrzeć wstecz na moje projekty. Mimo początkowych chęci gdzieś po drodze traciłam zapał i zdarzyło mi się grzebać latami w jednym tłumaczeniu albo zupełnie je porzucić. Swego czasu doszłam nawet do wniosku, że nie jestem stworzona do bycia fansuberem. Zbyt szybko opuszczały mnie chęci. Dzisiaj już wiem, że tak naprawdę to widzowie są moją motywacją. Nawet jeśli zdecyduję się przetłumaczyć zupełnie nieznany serial, to przecież sama nie będę go oglądać. Robię to, byście Wy mogli poznać przedstawioną w nim historię.
Przestałam się również dziwić tłumaczom amatorom, którzy sięgają po popularne tytuły dla odwiedzin na stronie i oglądalności. To dość powszechne zjawisko, że w wielu miejscach jest dostępna ta sama nowa chińska drama, a grupy prześcigają się w tym, która szybciej będzie wydawać odcinki. I wiecie co? Niezależnie od tego ile różnych tłumaczeń powstanie, każde znajdzie swoich odbiorców. Myślę, że Wasze zaangażowanie w równym stopniu motywuje nas wszystkich. Jesteście cudowni <3 

Może Cię zainteresować

Jeden komentarz

  1. Hehe! To ja wręcz przeciwnie, przeszłam całkowicie odwrotny proces. Kiedyś właśnie, na samym początku, przejmowałam się widzami, co pomyślą, że czekają, że trzeba się pośpieszyć. I człowiek czasem z gorączką, po kłótni z mężem siadał i robił. I to było kompletnie bez sensu. Po bliższym poznaniu się z widzami, z ich bezrefleksyjnie roszczeniową postawą, odechciało mi się kompletnie fansuberki. Ale… ale na szczęście ułożyłam sobie w głowie, że ja widzę i spotykam tylko ten czubek góry lodowej. Dobijali mnie i zniechęcali tylko ci faktycznie najgłośniejsi, najbardziej roszczeniowi i najmniej empatyczni widzowie, a gdy się ich pominie, są ci, którzy sobie po prostu przyjdą, obejrzą i nic nie gadają. Nie mają pretensji, oczekiwań i gwałtownych potrzeb. I takich widzów to ja lubię, utożsamiam się z nimi, bo jako widz robię tak samo – obejrzę, jestem zadowolona, nie pytam, nie proszę i idę dalej. Jak mi czegoś brakuje, to jestem na tyle dużą dziewczynką, by sobie poradzić i obejrzeć coś po angielsku albo po prostu poczekać. To tylko seriale. To nie jest sens życia. Teraz robię suby tylko dla siebie, do serii, jakie chcę robić albo zobowiązałam się zrobić z kimś. Bo dla mnie takim paliwem jest fajny zespół ludzi, z którymi pracuję. Wspólna praca daje niezwykłą satysfakcję. A czy ktoś to obejrzy czy nie, to mi lotto. Ja jestem bardzo starym kinomanem, mój gust często chadza innymi ścieżkami, niż gusty innych widzów. Ja cenię sobie często takie tytuły, jakich ludzie za bardzo nie chcą oglądać, bo to ciężkie, bo nudne i się nie całują 🙂 Poza tym widzowie dziękują za absolutnie każde napisy tak samo automatycznie, czy ja siedziałam nad czymś kilka godzin i szukałam idiomów, szukałam słów, konsultowałam tłumaczenie z kilkoma osobami, by było fajnie zrobione, czy ktoś wrzucił plik w google tłumacza i miał zrobione napisy w kilka sekund, dla widzów nie ma różnicy. Wręcz chwalą sobie te z gt, bo są szybko. Dlatego odmieniło mi się o 180 stopni, napisy robię, bo lubię, bo to sama przyjemność, gdy w głowie przy pierwszym oglądaniu układają mi się polskie zdania, gdy z wersji angielskiej, czasem bardzo “neutralnej” rodzi się wyraziste polskie tłumaczenie z naszymi powiedzonkami, z naszymi kolokwializmami itp. Lubię widzów, tych którzy po prostu sobie oglądają dla własnej przyjemności, bez marudzenia, bez pierdzielenia i szukania dziury w całym. I ich pozdrawiam 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ta strona używa Akismet do redukcji spamu. Dowiedz się, w jaki sposób przetwarzane są dane Twoich komentarzy.