Nie da się ukryć, że zaniedbałam ostatnio swojego bloga. Szkice czekały sobie w kolejce do zredagowania, a informacje o projektach nie były aktualizowane od dawna. Wolny czas bardzo mi się skurczył od kiedy wróciłam do pracy na etacie. Jednak jak się zaraz przekonacie, nie byłam w tym okresie zupełnie bezczynna, a mój brak aktywności on-line wynikał również z innej przyczyny. No to zacznijmy od początku…
Skąd tu taka cisza?
Środowisko fansuberskie jest przyjazne dla widza, ale osoby zajmujące się fanowskim tłumaczeniem napisów nie są wcale miłe dla siebie nawzajem. Nie planuję wtykać kija w mrowisko, ale od kuchni tak to niestety wygląda. Faktycznie nie byłam świadoma skali zjawiska, dopóki nie zaczęłam bywać na grupach dyskusyjnych na social mediach. I niepotrzebnie zaczęłam w takim razie, bo bardzo mocno podburzyło to wiarę w moje umiejętności i sens tego zajęcia. Poskutkowało to natłokiem męczących myśli i obaw, że jeśli będę za głośno reklamować moje tłumaczenia, ktoś się do mnie niewątpliwie przyczepi. Coraz więcej czytam dyskusji na temat tego, jak się powinno tłumaczyć, w jakim tempie, jakich słów można używać, a których nie. A w tych dyskusjach najwięcej do powiedzenia mają oczywiście „specjaliści z branży”. Owszem widzowie również potrafią się niepochlebnie wypowiadać o napisach fansuberów, ale pozwolę sobie zwalić tutaj głównie winę na brak uświadomienia. Bo ktoś oglądający niekoniecznie jest w stanie zrozumieć, co dokładnie robi taki tłumacz amator. Jejku, ja sama potrafię zaśmiać się, widząc jakieś farmazony na ekranie. Ocenianie innych jest bardzo ludzkie. Ale przeraża mnie, że można w taki sposób oceniać i wręcz posądzać o głupotę tych tłumaczy, którzy mimo wszystko wiedzą, co robią. Bo tej ocenie w tym wypadku nie podlega ktoś, kto robi to zawodowo.
Mam wrażenie, że zatarła nam się granica między robieniem czegoś dla przyjemności a pracą na zlecenie. Dlatego nawet zdaniem widzów fansuberzy zaczęli być ostatnio be, bo robią za wolno, albo robią za szybko i się nie przykładają. A już tragedia, jak porzucą jakiś projekt, bo się przy nim męczyli. „Jak to tłumaczą inną dramę, chociaż tamtej jeszcze nie skończyli?”. Ano tak to. Bo są ludźmi takimi samymi jak widzowie.
Obserwując to wszystko, naprawdę przestałam mieć potrzebę chwalenia się, że zaczęłam pracować nad jakimś tłumaczeniem. Do tego doszła niepewność, czy moje napisy są w ogóle warte puszczania w świat. A może jednak źle postawiłam przecinek? A co jeśli pokusiłam się o lokalizację, która nie jest akceptowana wśród fanów chińskich dram? Tak to niestety działa w moim przypadku. Choć nikt dotychczas mnie osobiście hejtem nie poczęstował w komentarzach, to widząc, jak przytrafia się to innym, sama wolałam siedzieć cicho. Z tego powodu szkice wielu postów czekały, aż poprawi mi się samopoczucie. Większość pozbieranych ciekawostek się zestarzała, a mój punkt widzenia na pewne tematy wyraźnie się zmienił. Dzięki temu, że mam wokół siebie ludzi pozytywnych i szczerych, doszłam do wniosku, że nie będę się więcej przejmować, a już na pewno wstydzić moich poczynań jako tłumacz-amator. Dlatego wracam i odświeżam nieco to zakurzone miejsce.
Zmiany na blogu
Skoro zebrałam w sobie dostatecznie dużo odwagi, by wrócić do aktywnego prowadzenia bloga, to szkoda byłoby tego nie wykorzystać. Stąd w samej organizacji strony wprowadzam kilka zmian. Dla Was te drobne modyfikacje nie będą raczej istotne. Dla mnie to mała rewolucja.
- W zakładce Napisy od dziś będę również dodawać informacje o tłumaczeniach grupowych.
Każda napisana przeze mnie linijka, to moja praca. Nie ma tak naprawdę znaczenia, ile odcinków przetłumaczyłam. Nawet jeśli zrobię jedną piosenkę, to i tak będę się tym chwalić. Bez sensu bym trzymała to w szafie i udawała, że nie mam z tym nic wspólnego.
- Do kategorii wpisów dołączy nowa — kropka in love.
Już dawno to planowałam, ale nigdy się nie ośmieliłam. A przecież oprócz bycia tłumaczem entuzjastą jestem również fanką. Zeng Shunxi to mój ulubiony chiński aktor. Nie da się tego przeoczyć, prawda? Przekładam głównie śpiewane przez niego piosenki i napisy do dram, w których zagrał. Zbierałam od jakiegoś czasu magazyny z wywiadami i inspirujące vlogi, które stanowią świetny materiał do tłumaczenia. Ba! Mam już nawet co nieco przetłumaczone. Tym również chcę się dzielić tutaj na blogu. Nazwa kategorii nieimienna i w pełni zamierzona, bo kto wie, czy mi się obiekt westchnień kiedyś nie zmieni (mhm, jasne xD). Na stronie znajdziecie też odnośnik do kanału na YouTube, na którym wrzucam czasami wideo związane z Shunxim. Bez obaw. Nie planuję zasypać strony wyłącznie tekstami o artyście, bo to ma być tylko dodatek do publikowanych tutaj treści.
- Pojawi się więcej ciekawostek.
Fansuberka dostarcza mi codziennie wielu wrażeń. Pozytywnych i negatywnych. Fajnie będzie się nimi z Wami dzielić. A może przy okazji uświadomię widzów, jak wygląda cały proces? Będą tematy zabawne, poważne i też takie niezbyt wygodne. Bez oceniania i bez hejtu pokażę Wam, jak się żyje wolontariuszom na platformie Viki. Opowiem historię pewnych przypisów i pokażę, dlaczego czas ma jednak znaczenie. Planuję również podnieść ponownie temat korekty, automatycznego tłumacza czy pracy w grupie. Doświadczanie nowych rzeczy i obcowanie z innymi odmieniły moje spojrzenie na wiele kwestii.
Spowiedź leniwej kropki
Na sam koniec opowiem Wam nieco o tym, co robiłam, gdy nic nie robiłam 🙂
Mój brak aktywności zapoczątkowało usunięcie ze strony linków do oglądania dramy „Romance on the Farm”. Jeśli wcześniej śledziliście moje postępy w pracy nad tłumaczeniem, to z pewnością nie umknęło to Waszej uwadze (tak samo jak podmienione video przy OST 😉 ). Linki zniknęły i przez jakiś czas nie będę mogła jeszcze ich ponownie tutaj wrzucić. Jednak dobra wiadomość jest taka, że jak tylko uporam się z „problemem technicznym”, drama powróci na bloga i to w całości. Czekam na ten moment z niecierpliwością.
W międzyczasie zaangażowałam się w tłumaczenie dramy „Best Choice Ever” (tytuł polski: „Najlepsza opcja”) dla kanału Huace Croton TV Polska. Dzieliłam trudy z przesympatyczną tłumaczką i wierzę, że obie jesteśmy zadowolone z efektów naszej wspólnej pracy. Dla mnie osobiście była to przemiła odmiana, bo wcześniej praca w duecie nieszczególnie mi wychodziła. I co najważniejsze przeżyłam świetną przygodę z serialem, którego normalnie bym pewnie nawet nie obejrzała.
Wróciłam również na platformę Viki, żeby ogarnąć moderowane przeze mnie projekty. W efekcie poznałam kilka fantastycznych tłumaczek, którym mogłabym pozazdrościć zaangażowania i wytrwałości. Tłumaczenia w końcu ruszyły z miejsca i dzięki ich pomocy już niedługo powinny cieszyć widza.
To byłoby na tyle jeśli chodzi o sprawy organizacyjne. Może się Wam wydawać, że tak naprawdę to się nic nie zmieniło, ale dla mnie zmieniło się wiele. Najważniejsze, że te męczące obawy przed krytyką zniknęły. Już niedługo wrócę do Was z jakimś ciekawym artykułem, a kto wie, może nawet nowym projektem 😉
Kadr pochodzi z dramy Best Choice Ever | Najlepsza opcja dostępnej na Huace Croton TV Polska
Jeden komentarz
Czekam czekam. Z niecierpliwością. Szczególnie na wpisy o pewnym panu <3